- Izabelo, czemu podałaś na kolację szkielet ryby?
- Jakbyś chciał wiedzieć, to ryby też mają uczucia
– Iza odpowiedziała z irytacją.
- Nie widzę związku – zdziwił się Hugo. Był z Izą
od trzech lat, a ona nie przestała go zadziwiać.
- Czemu wy, faceci, jesteście tacy nieczuli?
- Kochanie, mogłabyś mi wytłumaczyć swoje myśli?
- Tak, tak, tak… W kółko to samo. Wszysto trzeba
ci tłumaczyć.
- Chcesz mi prze to powiedzieć, że nie jestem
wystarczająco inteligentny?
- Nie to miałam na myśli, Hugonie.
- Zacznijmy od początku. Jesteś bystrą, mądrą i
piękną kobietą. Umiesz wspaniale gotować, ale dzisiaj postanowiłaś przyrządzić
szkielet ryby zapiekany z serem w sosie beszamelowym. Mylę się?
- I tak, i nie.
- To wszystko wyjaśnia.
- Widzisz, Hugonie, dzisiaj jest święto ryb…
- Więc dlaczego nie zrobiłaś zupy rybnej?
- Dasz mi skończyć myśl, czy za każdym razem,
kiedy będę próbowała ci wytłumaczyć mój złożony problem etyczny, będziesz mi
przerywał? Dla mnie to jest ważne. Czy dla cebie jestem nieważna?
- Izo, oczywiście, że jesteś dla mnie ważna –
nawet najważniejsza na świecie. I obiecuję nie przerywać ci wykładu – ostatnie
słowo powiedział z odrobiną ironii.
- Cieszy mnie twój entuzjazm. Gotowy? – kiwnął
głową prozumiewawczo. – Więc mogę zaczynać. Dzisiaj jest Dzień Ryb. We wczesnej
kulturze ryby były uważane za bóstwa. Czczono je. Z okazji tego utworzono
międzynarodowe święto, o którym prawdopodobnie nie słyszałeś – Iza doskonale
potrafiła modulować głosem. Ostatnie zdanie napełnione było drwiną. – Ja
postanowiłam uczcić to święto na swój sposób.
- Przepraszam, mogę o coś zapytać? – niepewnie
wtrącił Hugo, gdy Izabela skończyła pierwszą część swojej wypowiedzi.
-To ma być taki żart?
- Jak śmiesz mnie o coś takiego oskarżać? –
przewidując kłótnię, Hugon szybko przeprosił za swoją nieodpowiedzialną uwagę.
Iza wznowiła kazanie – Postanowiłam uhonorować pamięć o czującej istocie. Niech
w końcu dotrze do ciebie fakt, że szkielet na twoim talerzu był kiedyś żywą
rybą. Ona miała marzenia, rodzinę, może nawet potomstwo przed tragiczną
śmiercią z rąk nieczystego człowieka. Nie możesz wiedzieć, czy on się
zastanawiał nad swoimi czynami, czy żałował. Rybka mogłaby cały czas żyć
szczęśliwie w dużym akwarium, gdzie byłyby inne rozumne istory, z którymi
wiodłaby żywot. Wyobrażam sobie, że akwarium było jej wspomnieniem domu. Prawdziwego
domu. Zanim uczyniono z niej sierotę, zanim zwabiono bestialsko na haczyk – ku
zdziwieniu Hugona Izabela mówiła z prawdziwym żalem. – Nawet nie wyobrażasz
sobie bólu, jakiego to biedactwo doznało. Okaleczone ciało. Zraniona dusza. Jak
ty byś się czuł w jej ciele?
- Nie… za…dobrze..? – zmieszanie wyraźnie było
widać na twarzy Hugona.
- Właśnie. Sam widzisz. Pomyśl sobie! Żyjesz wolny
wśród bliskich, którzy otaczają cię miłością.
- Jak wśród bliskich, to nie za bardzo na wolności
– Hugo powiedział ciocho pod nosem, wolał, żeby Izabela nie usłyszała kolejnej
zgryźliwej uwagi.
- Nagle siłą zabierają cię z domu – Iza
kontynuowała, nie usłyszawszy drwiny partnera. - Zamykają w małym mieszkaniu, z
mnóstwem okien. Widzisz swobodnie chodzących po ulicach ludzi, a samemu nic nie
możesz zrobić. Później odcinają tlen. Trzymają w bezdechu, dopóki
wspaniałomyślnie nie skrócą twoich cierpień, zabijając cię.
- No, fakt…
- Cięcie! –przerwał reżyser. – Panie Tomaszu,
czytał pan scenariusz?
- No, tak… - reżyser zrobił się czerwony jak
burak.
- Ile razy? Ile razy mam panu powtarzać, że w
tearze nie używamy monosylaby „no”?
- Przepraszam – Tomasz pokornie odpowiedział.
- Wracamy do sztuki. Gramy jeszcze raz. Zaczynamy
od momentu podania kolacji. Akcja! – reżyser wznowił próbę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz