Pomieszczenie było małe – około dziesięć metrów kwadratowych. Z zewnątrz dobiegał hałas. Otto leżał na łóżku obok kobiety. Wydała mu się piękna. Blond włosy o poranku wyglądały jak jedwab. Wspaniałe ciało podniecało Ottona. Patrzył na nią w milczeniu. Obserwował unoszącą się i opadającą w równym tempie klatkę piersiową. Jeszcze spała. Ale kim ona jest? Otto nie mógł sobie przypomnieć.
Która była godzina? Nie mogło być południe. Prawdopodobnie wczesny ranek, słońce dopiero wzeszło. Otto rozejrzał się po pokoju. Jego ubrania leżały w nieładzie na podłodze. Wstał chwiejnym krokiem, zakręciło mu się w głowie. Usiadł z powrotem na łóżku. Nie pamiętał, aby pił wczoraj alkohol. Nigdy też nie brał narkotyków. Spróbował wstać jeszcze raz. Ponownie rozbolała go głowa. Tym razem nie usiadł. Poczekał, aż ból minie.
Podszedł do okna. Nie poznawał okolicy.
„Co się ze mną dzieje? – rozmyślał Otto. – Gdzie ja jestem? Czemu nic nie pamiętam? Może to ma jakiś związek z dniem wczorajszym. Ale… ale ja nie pamiętam, co się wczoraj wydarzyło....”
Zaczął powoli wkładać spodnie. Zapiął pasek na piątą dziurkę. Klamra przedstawiała godło tajnej organizacji. Wydała mu się jednocześnie obca i znajoma. Nie wiedział, skąd ją ma – widział ją po raz pierwszy na oczy. Przypominała mu coś. Zawiązał czarno-czerwone buty. Włożył zieloną koszulkę, która opinała szeroki tors i uwydatniła mięśnie.
Przeszukał kieszenie jeansów. Znalazł telefon komórkowy. Sprawdził rejestr połączeń – żadnego nie pamiętał. Uruchomił książkę telefoniczną. Przeczytał pierwsze piętnaście nazwisk. „Nie znam tych imion. To mój telefon? – w tym momencie uświadomił sobie bardzo ważną rzecz. – Kim ja jestem?” Ponownie wsunął ręce do kieszeni. Nie było w nich żadnych dokumentów. „Bluza! W bluzie mogą być paszport, jakaś legitymacja, dowód osobisty…” Podszedł do krzesła, na którym zawieszona była szara bluza z pomarańczowymi deseniami. „Przynajmniej tyle potrafię – odróżniać męskie ubrania od damskich.” Sprawdził… Kieszenie były puste. Przeszukał pokój wzdłuż i wszerz. Nie znalazł nic, co wyglądało by na dowód tożsamości.
Wziął bluzę, ostatni raz spojrzał na piękną nieznajomą i wyszedł. Nie wiedział dokąd idzie, gdzie się znajduje. Na ulicach nie było żywej duszy. Otto nie mógł nikogo zapytać, na jakim kontynencie się znajduje. „Mogę zakładać, że cały czas jestem w Europie. Taki klimat nie występuje nigdzie indziej. Tak, to jest na sto procent Europa. Tylko jaki kraj? – podrapał się po głowie. Rozejrzał dookoła. Przeanalizował styl budynków. – Hmmm… To musi być Portugalia. Boże, jak ja się znalazłam w Portugalii? Dobra, człowieku, skup się. Na pewno coś wymyślisz. Przede wszystkim jedzenie.”
Wszedł do pierwszego napotkanego sklepu. Wziął butelkę wody, ale nie miał czym zapłacić. Odstawił ją. Przeszedł się wzdłuż regałów z batonami, później stanął przed półkami z owocami. Przeniósł wzrok na sprzedawcę - starszy, siwe włosy, niezgrabne ruchy, okulary. Mężczyzna odwrócił się tyłem do sklepu i zaczął ustawiać towar. Otto delikatnie podniósł głowę i sprawdził, czy są zainstalowane kamery. Dostrzegł jedną w przeciwnym rogu pomieszczenia. Stanął do niej plecami, wyciągnął telefon i zaczął pisać sms. Drugą ręką powoli chwycił dwa jabłka i szybkim ruchem schował pod bluzę. Wrócił po wodę. Przechodząc ponownie koło regałów z batonami, Otto dyskretnie wziął trzy z orzechami. Dbając, aby kamera nie widziała jego rąk, sięgnął po dwie butelki wody. Wszystko schował pod bluzę. Zrobił spacer po całym sklepie, po czym zapytał sprzedawcę, czy może dostać dwa metry grubego sznura, którego oczywiście nie było w asortymencie. Spokojnym krokiem wyszedł ze sklepu. „ Sztuczki z dzieciństwa zawsze działają – uśmiechnął się pod nosem i ruszył w kierunku lasu.”
Znalazł zaciszną polanę.
Usiadł wygodnie i skonsumował śniadanie. „Trzeba przyznać – Otto rozmarzył się na chwilę, - jabłka były naprawdę dobre.” Odpoczął kilka minut w ciszy. Zaczął rozmyślać nad tym, co mogło się wczoraj wydarzyć i dlaczego nic nie pamięta. „Jednak coś zapamiętałem. Wiem, jak zdobyć pożywienie – podniósł się i zaczął przechadzać się wśród drzew.” Nikt za nim nie szedł. Nikt nie podsłuchiwał. Otto mógł robić swoją ulubioną czynność – kontemplować na głos.
Usiadł wygodnie i skonsumował śniadanie. „Trzeba przyznać – Otto rozmarzył się na chwilę, - jabłka były naprawdę dobre.” Odpoczął kilka minut w ciszy. Zaczął rozmyślać nad tym, co mogło się wczoraj wydarzyć i dlaczego nic nie pamięta. „Jednak coś zapamiętałem. Wiem, jak zdobyć pożywienie – podniósł się i zaczął przechadzać się wśród drzew.” Nikt za nim nie szedł. Nikt nie podsłuchiwał. Otto mógł robić swoją ulubioną czynność – kontemplować na głos.
- Zastanówmy się nad tą sprawą od początku. Co już wiem? Jestem w jakieś części Portugalii, chyba na północy. Nie ma jeszcze dwunastej. Zjadłem w miarę pożywne śniadanie. O czymś zapomniałem? Aaaa, no tak. Jest jeszcze ta dziewczyna, z którą najprawdopodobniej spałem. Zastanawia mnie, jak ją poznałem, gdzie się spotkaliśmy i co ja, u licha, robię w Portugalii. Dobra, dobra… Jeszcze raz. Wczoraj, co było wczoraj? Boże, nie wiem. Nie pamiętam… Moja przeszłość, co pamiętam z przeszłości? Szkoła. Chodziłem do jakiejś szkoły – chyba wojskowej. Tak. To była szkoła wojskowa. Więc dlatego mam taką klamrę przy pasku. Nie jest źle, mam punkt wyjścia. Chociaż niewiele mi on daje. Później, co robiłem później? Wojsko? Nie, to była jakaś tajna agencja. Mhm. Byłem na misji, ale w Niemczech, nie w Portugalii. To było w czerwcu. Co mamy za porę roku? Patrząc na kwiatostan, mogę przypuszczać, że jest lato, na osiemdziesiąt procent lipiec. I nadal nie wiem jak ja się nazywam…
Usłyszał chrzęst łamiących się gałązek pod nogami, ale nie pod swoimi. Od dłuższej chwili stał w miejscu. Zwierzę? A może jakiś człowiek? Wytężył słuch. To musi być człowiek – jedna para nóg, nie dwie. „Czyżby mnie ktoś śledził? Nic wcześniej nie zauważyłem.” Ktoś się skradał. Był coraz bliżej. „Jest tuż za mną. Teraz!” Otto kierował się instynktem, dawno wyćwiczonymi odruchami. W mgnieniu oka odwrócił się na pięcie, złapał przeciwnika za koszulę na plecach i powalił na ziemię bez większego wysiłku.
- Co ty? Zwariowałeś, kolegi nie poznajesz? – głos miał znajomy.
- Pamiętam cię, ale nie wiem, kim jesteś – Otto powoli wypowiadał słowa, próbował sobie przypomnieć imię rozmówcy.
- Jak to nie wiesz, kim jestem? Otto, to ja, Kamil. Byliśmy razem w szkole, a później przez rok partnerami w Agencji – mówił szybko.
- Otto? Nazwałeś mnie Ottonem?
- A widzisz tu jakąś inną osobę? Człowieku, albo odebrało ci rozum, albo za dużo wczoraj wypiłeś.
- Nie lubię alkoholu, z wyjątkiem wina w towarzystwie pięknej dziewcz… - „Czyżbym był na takim kacu. Nie niemożliwe. Nie czułem alkoholu rano. Nie było butelek ani nic. Tylko kobieta, ale to nic nie dowodzi.”
- Może jakiś dostawca cię oszukał – Kamil miał sarkastyczny ton, wiedział, że Otto nigdy by nie wziął.
- Nadal należysz do Agencji? – instynkt wziął górę, Otton stał się ostrożny.
- Mhm. Właśnie mam misję, ale utknąłem – podejrzliwość Ottona zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. – Żadne ślady nie prowadzą mnie dalej. Zgubiłem ludzi, których ścigam.
- Mo… Mogę ci pomóc, ale najpierw ty musisz pomóc mi odzyskać osobowość.
- Dla ciebie wszystko. Co pamiętasz?
- Właściwie tylko tyle, że byłem w szkole wojskowej… - Otto opowiedział przyjacielowi w skrócie poranek i wnioski, do których sam doszedł.
- Więc tak: Nazywasz się Otton Dźig, ale w Agencji masz ksywę Patyk, bo w młodości byłeś chudszy i wyższy niż inni. Jesteś spostrzegawczy i bystry, dlatego Agencja cię ceni. Ostatnio nie miałeś dziewczyny. Z tego co mi wiadomo, to powinieneś być teraz w Niemczech na misji. Co robisz tutaj?
- Właśnie to próbuję ustalić.
Rozmowę przerwał im dzwonek. Kamil odebrał telefon. Po przebiegu konwersacji można było stwierdzić, że rozmawia z kimś ważnym.
- Tak.. Oczywiście… Nie zapomnę…. Aktualnie, mam małą przerwę, ale szybko wznowię działania… Nie…. Tak jest, admirale… Powiadomię… Dziękuję…. Do widzenia.
- Kto to był?
- Admirał Monsz, jest moim dowódcą od pół roku. Zabawny facet, nawet go lubię – zrobił krótką pauzę. – A twoim dowódcą jest admirał Eligiusz Kawa. Jest dobrym dowódcą. Nikt nie ma śmiałości się mu sprzeciwiać… poza tobą. Raz się mu postawiłeś. Jesteś chlubą swojej brygady. Niestety muszę już iść. Mam rozkaz znaleźć Gumę i powiadomić go o nowej szajce. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. Chwila. Poczekaj jeszcze sekundę. Powiedz mi tylko, czy to jest mój telefon.
Kamilowi wystarczyło tylko jedno spojrzenie na aparat.
- Nie. Nigdy nie przepadałeś za japońskim sprzętem. I nie lubisz białego.
- Racja. Do zobaczenia.
Na pożegnanie wymienili uściski – nie tylko dłoni. Kamil poszedł w stronę, z której przyszedł. Otto został sam. Usiadł na przewróconym pniu sosny. Znów mógł mówić do siebie.
- Sprawa mojego pobytu tutaj wcale się nie wyjaśniła, ale poznałem swoją przeszłość i wiem, że ten telefon nie należy do mnie. Może jest tej dziew…. – nagła myśl rozjaśniła umysł Ottona. – Jaki ja jestem głupi. Ty palancie! Przecież od razu mogłeś sprawdzić w telefonie godzinę i swoją pozycję za pomocą systemu GPS! – wyciągnął komórkę, zegar pokazywał godzinę dziewiątą rano. – Czyli mam dużo czasu na zbieranie informacji – włączył aplikację „Mapa”. Nie mylił się, jest na północy Portugalii. – Jak ja się tu znalazłem? – po raz wtóry powtórzył to pytanie.
Udał się w stronę miasta. Musiał znaleźć dobrą kryjówkę, jakąś broń i ustalić dokładny plan działania. Szczęście uśmiechnęło się do agenta. Przy wjeździe do miasta znalazł porzucony samochód. Z łatwością otworzył zamek. I zrozumiał, dlaczego stoi pusty. Nie było paliwa, akumulator był rozładowany, a kierownica nie nadawał się do użytku. Otto nie poddawał się. Wspomnienia automatycznie pojawiły się w jego głowie. Przeszukał pojazd tak, jak go uczono w szkole. W schowku, pusto, pod maską też. Wkładał ręce do najmniejszych zakamarków. Otworzył bagażnik. Podważył tapicerkę. Znalazł pistolet samopowtarzalny MAG-98 – kaliber 9 mm. Włożył broń do tylnej kieszeni spodni. Sprawdził samochodową apteczkę. W jej wnętrzu znajdowało się dziesięć pełnych magazynków i sto dolarów. „Będę mógł zjeść, a może nawet wynająć pokój. Wystarczy poszukać.”
Popytał miejscowych, gdzie może najtaniej kupić nocleg. Ludzie wskazali mu zadbaną gospodę „Zielony Liść”. Barman okazał się miłą i pomocną osobą. Udostępnił Ottonowi pokój za połowę ceny. Pokazał mu mały pokoik z łóżkiem i stolikiem nocnym. Łazienka była wspólna dla wszystkich podróżujących. „Jak na razie musi wystarczyć.” Agent pożegnał gospodarza i podziękował za wyrozumiałość. Usiadł na łóżku. Zaczął tworzyć w głowie plan działania.
„Jest godzina jedenasta. Pójdę dyskretnie rozejrzeć się po okolicy. Popytam ludzi, może coś wiedzą. Najważniejsza jest ostrożność. Nie mogę dać się podejść drugi raz. Muszę znaleźć tych, którzy mnie tu zaciągnęli. A jak ich już tu nie ma? Na pewno zostawili po sobie jakieś ślady.”
Wziął kąpiel. Wyszedł przed gospodę. Miasto nie było duże. Może miało dziesięć tysięcy mieszkańców – nie więcej. Główna ulica była niedawno odnawiana, boczne alejki nie wyglądały zachęcająco. Jednak instynkt podpowiadał Ottonowi, że tam znajdzie ślad.
Wszedł w ciemną uliczkę. Nie było śladu obecności ludzi, mimo to agent wyciągnął pistolet i wycelował w ziemię. Szedł w tej postawie niecałe pięć minut. Idąc, oglądał się co chwilę za siebie, a w miedzy czasie kątem oka sprawdzał boczne ulice. Nagle usłyszał kłótnię między dwoma mężczyznami.
- Zrozum to w końcu, on może nam jeszcze zagrozić – jeden z nich miał donośny głos.
- Przecież teraz nawet nie pamięta kim jest – drugi mówił ciszej, ale był pewny siebie.
- To nie znaczy, że nie odzyska pamięci. Nie słyszałeś, że tabletki mają określony czas działania? Później wspomnienia powracają.
- Powrócą, jak już będziemy daleko stąd. Możesz być spokojny, ten pokraka nie będzie już wtykał nosa w nie swoje spra…
- Cicho! Ktoś nas podsłuchuje.
„Nie jest dobrze.”
Otto podniósł pistolet na wysokość barków. Widział rozmawiających. Wycelował MAGa. Tamci również go zauważyli. Sięgnęli po swoje pistolety. Nie zdążyli przeładować magazynków. Otto oddał dwa szybkie strzały. Nie zawahał się, jego ręka się nie zawahała. Podszedł do leżących mężczyzn. Sprawdził, czy żyją. Jeden jeszcze oddychał.
- Kim jesteś? – spytał Otto.
Brak odpowiedzi.
- Kim jesteś i czego ode mnie chcesz?
Brak odpowiedzi. Otto ponownie sprawdził jego czynności życiowe. Nie żył.
„Mogłem nie zabijać od razu dwóch. Jednego należało postrzelić w nogę i wyciągnąć informacje.” Sprawdził, czy nikt go nie widział. Otworzył najbliższą studzienkę. Przeszukał swoje ofiary. Znalazł notes i długopis. Wyrwał jedną kartkę i napisał w specjalnym języku Agencji: ZABICI NA ZLECENIE RZĄDU. Podpisano: PATYK. Włożył notatkę do kieszeni jednego z trupów. Obydwa ciała zrzucił do kanalizacji. Zatarł ślady z niezwykłą starannością.
Wrócił do gospody. W barze zamówił tani zestaw obiadowy. Kotlet schabowy, ziemniaki, sałatka. Wszystko świeże i pachnące. Otto zjadł swoją porcję z apetytem. Gdy skończył, była godzina pierwsza trzydzieści trzy. Ponownie wyszedł na dwór.
Zakradł się do mieszkania, w którym się rano obudził. Kobiety już nie było. Przeszukał dokładnie wszystkie pokoje. Znalazł portfel. Sprawdził zawartość. Dokumenty należały do niego. W śmietniku odnalazł swoją odznakę. Podszedł do telefonu stacjonarnego. Odsłuchał nagrania na automatycznej sekretarce. Dowiedział się, że dziewczyna z łóżka odegrała bardzo przekonywającą rolę zakochanej nastolatki. „Czy ja kochałem się z tą dziewczyną? – pierwsza myśl, jaka mu przyszła do głowy po odsłuchaniu pierwszej wiadomości. Z kolejnych wydedukował, że był w tym mieszkaniu aż tydzień.”
Gdy wszedł do sypialni, zauważył laptop. Włączył go. Uruchomił pocztę internetową. Przeczytał kilka wiadomości zanim trafił na interesującą. Rozpoznał styl wypowiedzi. Nadawcą była osoba, którą ścigał w Berlinie. Z treści dowiedział się, że w jednym z barów w stolicy Niemiec jakiś człowiek dodał mu do soku tak zwaną tabletkę zapomnienia. Wiedział, czym jest ten narkotyk. Powodował czasową utratę pamięci.
Otto sprawdził IP komputera, z którego wysłano mail. Jego cel wciąż był w Berlinie. Agent postanowił wyruszyć do Niemiec jutro z samego rana. Dokończył sprawdzanie mieszkania. Jego komórka była pod kanapą w salonie. Brakowało karty SIM. Szukał w szufladach, na półkach – wszędzie. Odnalazł ją w muszli toaletowej. „Wybrali dość głupią dziewczynę do współpracy. Wszystkie moje ważne rzeczy były w tym mieszkaniu… - usłyszał szczęk zamka od drzwi.” Zamknął się w łazience. Poczekał, aż kobieta wejdzie do domu i spostrzeże zmiany. Nie trwało to długo. Dziewczyna zaczęła szukać włamywacza we wszystkich pokojach. Gdy zbliżała się do łazienki. Otto otworzył drzwi.
Dziewczyna stanęła jak wryta. Nie mogła się poruszyć. Przed oczami miała wylot lufy pistoletu. Nie była zdolna nawet do krzyczenia. Otto zbliżył się na odległość dwóch kroków.
- Dla kogo pracujesz?
- Ja… ja… ja…
- Odpowiadaj, jak grzecznie pytam! – powiedział władczym tonem.
- Ja go poznałam we Frankfurcie. Powiedział, że zapłaci mi cztery miliony dolarów za pilnowanie cię i zaspokajanie twoich potrzeb w łóżku.
- Pytam o nazwisko. Jak się nazywa?
- Beniamin Kasza… Chyba. Nie wiem, czy to jest jego prawdziwe imię.
- Coś jeszcze chcesz mi powiedzieć?
- Nie, nie nic wiem – wiedział, że kłamała. „I tak już dużo od niej wiem. Chociaż?”
- Wiesz, gdzie teraz jest?
- Ostatnio, jak z nim rozmawiałam, był w Berlinie.
- Tyle to sam wiem. Padaj adres!
- Ma duży apartament przy jakiejś galerii handlowej. Nie znam ulicy… Ale jeżeli cię to interesuje, jeździ żółtym Ferrari.
Kolejne wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Dziewczyna rzuciła się na niego. Otto zrobił unik i założył skuteczną dźwignię na jej szyję. Po dwudziestu długich sekundach kobieta już nie żyła. Otto zostawił identyczny list, jak przy poprzednich ciałach.
Poszedł do pokoju. Spakował laptop do torby. Wziął zapas jedzenia, aby nie musieć kupować rano śniadania. Zabrał ze sobą również portfel zabitej.
Gdy wracał do pokoju, wszedł do sklepu zoologicznego. Postanowił mieć przyjaciela. Obejrzał zwierzęta w klatkach. Spodobał mu się biało-brązowy futrzak. Spytał sprzedawcę, co to za gatunek.
- Szczur. Ten akurat nie jest laboratoryjny. Rodzice byli dzicy, ale on jest udomowiony. Samiec – ma trzy tygodnie i jest zadziwiająco inteligentny.
- Ile mam za niego zapłacić?
- Dziesięć dolarów. Karmę też panu zapakować?
Otto kiwnął głową.
– W takim razie dwanaście pięćdziesiąt.
Otto wyszedł ze sklepu z przyjacielem. Nazwał zwierzątko Trup. Było to uhonorowanie pamięci jego ojca, który w Agencji miał takie przezwisko. Mężczyzna nie kupił szczurowi klatki. Wiedział, że Trup go nie opuści – widział to w jego oczach.
Po powrocie do gospody. Zamówił kolację do pokoju. Włączył komputer i zaczął poszukiwanie Kaszy. Włamał się na jego konto bankowe, sprawdzał bilingi, robił wszystko, by zbliżyć się do swojej przyszłej ofiary.
O godzinie dwudziestej pierwszej przypomniał sobie o telefonie. Włożył kartę i włączył. Wybrał numer swojego dowódcy. Napisał krótki SMS.
Jestem w Portugalii. Zostałem uprowadzony, ale sobie poradziłem. Aby tego dokonać, niestety musiałem zabić trzy osoby. Wykonałem wszystkie procedury. Znalazłem ‘Ślepego prześladowcę’. Więcej informacji przekażę po powrocie. Proszę o transport. Patyk.
W odpowiedzi dostał wiadomość o treści:
Nasi są już w drodze. Powodzenia. Admirał Kawa.
Otto mógł spokojnie spać. Rozebrał się. Przykrył kołdrą i zasnął, a Trup leżał koło niego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz