26 maja 2013

"Prezent dla mamy"

















Dla mojej mamy, która zawsze była, jest i będzie blisko mnie.







***
- Aaaleeek! Zabiję cię! Obiecuję! – krzyczała mała dziewczynka stojąca pośrodku bałaganu. Miała długie, jasne włosy i szpiczaste uszy. Ubierała się nietypowo jak na elfa. Czarna, odrobinę za duża koszulka z napisem „Fuck it” i szare dresowe spodnie. Położyła obszerną, białą torbę na czystym skrawku podłogi. – Aaaleeek! Chodź tu! Już!
- Co się tak denerwujesz, siostrzyczko? – do pokoju wszedł wysoki blondyn. Elf ubrany był w tradycyjne, obcisłe spodnie i opinającą, zieloną koszulkę z długimi rękawami. Przez ramię przewieszony miał lniany elficki worek.
- Ty się pytasz, dlaczego się tak denerwuję? Nie widzisz, co tu się stało? – Mila wskazała ręką podłogę i meble. – Mój pokój, czemu on tak wygląda?
- Eee… Widzisz… Bo… No wiesz…
- Wysłów się! – warknęła ze zniecierpliwieniem.
- Wysłów się, wysłów się – Alek przedrzeźniał siostrę. Zawsze tak robił podczas kłótni, gdy nie mógł znaleźć odpowiednich kontrargumentów. – Za tydzień jest dzień matki…
- Co to ma wspólnego z porozrzucanymi rzeczami – przerwała mu gwałtownie. Mimo że była młodsza, łatwo radziła sobie z bratem.
- Yyy… Bo nie mam jeszcze prezentu…
- I postanowiłeś poszukać go u mnie?
- Yyy… No niby tak…
- Wyjdź! – powiedziała groźnym, lekko zrezygnowanym tonem i zabrała się za sprzątanie.
- Pomóc ci?
- Wyjdź!
Alek poszedł do swojego pokoju. Pomieszczenie nie było sterylnie czyste, jak zazwyczaj pokój Mili, ale chłopak starał się utrzymywać w nim porządek. Przynajmniej do tego stopnia, aby wiedzieć, gdzie są czyste ubrania, książki, biurko i łóżko. Więcej nie potrzebował. Rzeczy na pułkach leżały w nieładzie.
- Aaaleeek! – elf ponownie usłyszał swoje imię.
- Czego ona znowu chce? – powiedział pod nosem.
Stanął w drzwiach z miną domagającą się wyjaśnień
- Co się tak patrzysz? – warknęła Mila, napotkawszy jego spojrzenie.
- Wołałaś mnie – odpowiedział spokojnym tonem.
Nastąpiła cisza.
- Jakby to powiedzieć? – Mila przerwała milczenie. – Może damy mamie wspólny prezent?
- Nie masz prezentu? – Alek roześmiał się. – Pani-wiecznie-idealna nie ma prezentu?
- Zamknij się! Nie mam i już.
Alek zaczął śmiać się głośniej.
- Zamknij się! Zachowujesz się jak przedszkolak.
- Fuuu. Nie porównuj mnie do ludzi.
- Jak zmienisz nastawienie, wróć – wypchnęła brata za drzwi.
„Bałwan – pomyśleli w tym samym czasie.”
Alek poszedł do norki – jak nazywał swój pokój. Zaczął czytać książkę. Po godzinie usłyszał pukanie.
- Hm?
- Masz jakiś pomysł? – Mila zapytała niepewnie.
- Co się tak boisz? Wejdź. I nie, nie mam.
- Hmm… Może coś do kuchni?
- Eee. Ma tego dużo.
- Co powiesz na nową torbę?
- Wiesz, że nie jestem dobry w te klocki… Wiem! Coś ze świata dużych!
- Oszalałeś? Jak zamierzasz coś takiego zdobyć?
- Eee tam. Zobaczy się. Najpierw musimy wiedzieć co, a potem łatwo pójdzie – Alek rozkręcił się. – Pójdziemy do „Mediamarktu” i obejrzymy sprzęt elektroniczny. Potem skombinuje się kasę…
- Ej! Przystopuj! Okay, możemy pójść do „Media-coś-tam”, ale jak zamierzasz zdobyć pieniądze?
- Spokojnie, spokojnie. Ten punkt planu można pominąć…
- Co? – wyglądała, jakby została spoliczkowana. Jej osobowość była całkowitym przeciwieństwem ubioru.
- Hehehe. Luz. Jutro się zobaczy.
- A szkoła?
- Ty nadal chodzisz oglądać ludzkie dzieciaki w tej budzie?
Mila bez słowa opuściła pokój.
- Urocza…
Rano Alek zapukał do pokoju siostry.
- Gotowa? – zapytał nie zbyt cicho.
- Yy. Nie – Mila ziewnęła i przeciągnęła się. – Zaa dwaadzieściaa  miiinut będę ready. – powiedział między ziewnięciami.
- Spoks. Czekam przy wejściu.
Ich mieszkanie mieściło się na strychu starego domu zamieszkiwanego przez siedemdziesięcioletnią babcię. Niedowidząca, niedosłysząca. Łatwo było im pozostać w ukryciu. Elfickie mieszkanko miało aż jeden metr kwadratowy. Prawdziwa willa dla dwudziestocentymetrowych istot. Alek był najwyższy w rodzinie – półtora centymetra powyżej średniej.
Elf usiadł na schodach prowadzących do przedpokoju staruszki. Czekał.
- Pięć minut osiemnaście sekund spóźnienia.
- Marudzisz – Mila założyła dzisiaj fioletową bluzkę, odbiegającą od elfickiego standardu. Zmuszona byłą szyć samej sobie ubrania. Związała włosy na karku. – Gdzie jest to „Media-coś-tam”?
- W północnej dzielnicy…
- Przecież to po drugiej stronie miasta! Jak zamierzasz się tam dostać?
- Jak to jak? Autobusem – odparł wyniosłym tonem. – Chodź.
Zeszli cicho po schodach do przedpokoju i wyszli na dwór.
- Yyy… To gdzie jest ten autobus? – Mila zapytała nieśmiało.
- Na przystanku. Pięć minut drogi dla człowieka, więc jakieś piętnaście do dwudziestu dla nas, jeżeli się nie pospieszysz.
- A ile będziemy jechać tym autobusem? – zaciekawiona nie dawała za wygraną.
- Ze dwadzieścia minut, potem przesiadka i jeszcze dziesięć – Alek mówił znudzonym głosem. Dla niego była to codzienność. Zamiast iść na zajęcia praktyczne ze sztuk walki i łucznictwa, wolał zwiedzać miasto. Poza tym ojciec dawno nauczył go wszystkiego – na lekcjach powtarzał tylko materiał. – Pośpiesz się, za półgodziny mamy autobus.
- Tak, tak, idę.
Doszli do przystanku i mieli jeszcze pięć minut na rozmowę.
- Schowaj się – powiedział Alek, szarpnąwszy siostrę do tyłu. – Zapomniałaś, że nie mogą nas zobaczyć?
- Zapomniałaś, że nie mogą nas zobaczyć? – przedrzeźnianie było cechą rodzinną.
- Skończ. Bo wrócimy do domu – elf wziął głęboki wdech. – Czego będziemy szukać?
- Może… Hmm… Coś do salonu? Latarka?
- Eee. Czy ja wiem? Myślałem o czymś bardziej rozrywkowym.
- Hmm… Ramka cyfrowa?
- A masz zdjęcia?
- Nie – przyznała rację bratu. – Więc może aparat?
- Ciężko będzie… Nie mają takich rozmiarów, abyśmy mogli używać…
- To może sam coś wymyśl? Ciągle tylko krytykujesz.
- Próbuję, ale nie mogę skupić myśli, bo ciągle gadasz. Chodź! – powiedział, gdy podjechał autobus.
Wbiegli między ludzkimi nogami i schowali się pod siedzenie jakiegoś, grubego faceta.
- Fuuu!
- Nadal podobają ci się ludzie?
- Eee… Nie tak bardzo.
- Stary, jaką dzi*kę wczoraj wyrwałem – odezwał się jakiś głos.
- A weź idź. Życie jest poj*bane… - odpowiedział drugi.
- Dobra nie są tacy wspaniali – Mila przyznała rację bratu. – Ale młode są słodkie i nie używają tylu wulgaryzmów… Daleko jeszcze?
- Cierpliwości, zaraz wysiadamy.
Przesiedli się do drugiego autobusu. W ciszy – i z niesmakiem w przypadku Mili – dojechali do sklepu.
- Często tu bywasz? – zaczęła Mila, gdy wysiedli z pojazdu.
- W miarę. Kilka razy w tygodniu. Ale częściej jeżdżę do centrum – z każdym jego słowem oczy dziewczyny stawały się większe.
- Weźmiesz mnie kiedyś ze sobą?
- A teraz co robię? Chodź. Nie gadaj tyle, musimy przejść przez jezdnię… Albo nie, chodź! Pokażę ci coś!
Podbiegli do wózków sklepowych i wskoczyli na jeden, który akurat odjeżdżał pchany przez wysoką blondynkę. W ukryciu przedostali się do wielkiej hali wypełnionej sprzętem elektronicznym. Między półkami jak mrówki przemieszczali się ludzie. Alek i Mila zeskoczyli z wózka i podeszli do pierwszego regału z towarem. Mila z pomocą brata wspięła się na niego. Alek poradził sobie sam. Przed elfami rozciągał się bajeczny widok. Mnóstwo kolorowych ekranów na przeciwległej ścianie. Bezkształtna masa chodząca między sprzętem RTV i AGD.
- Robi wrażenie – Mila była w siódmym niebie.
- Lepsze od tej twojej szkółki, co?
- I to jak.
- Koniec tej przyjemności. Trzeba wziąć się na szukanie prezentu. Spójrzmy, co mu tu mamy… Roboty kuchenne. Telewizory. Pralki. Kuchenki. Lodówki. Komputery. Aparaty. Ciężko będzie zobaczyć wszystko. Zdecydujmy się na jeden dział… Mila? – urwał, gdy zorientował się, że siostry nie ma w pobliżu. – Mila!
- Co? – dziewczyna wyjrzała zza ekspresu do kawy.
- Uf… Co powiesz na muzykę?
- Jaką? – spytała zaciekawiona.
- Zapomniałem, odpada. Do tego trzeba mieć odtwarzacz…
- Co to ten te-le-zi-zor? – próbowała poprawnie wymówić nazwę.
- Telewizor – poprawił ją Alek. – Takie urządzenie do pokazywania filmów – ruchome obrazki z dźwiękiem… - w oczach Mili pojawiły się iskierki.
- To jest to!
- Hmm…
- Nie udawaj, że ci się to nie podoba.
- Podoba, ale… Nie musimy kupować tych dużych. U jednego człowieka widziałem mały, przenośny telewizorek – jak znalazł dla naszej mamy.
- Tylko gdzie tego szukać?
- Sprawdźmy koło komputerów i telewizorów.
- To pierwsze, co powiedziałeś, te kom-pu-coś-tam. Co to jest?
- Za dużo tłumaczenia, za mało czasu. Kiedy indziej ci to wytłumaczę. Chodź.
Aby przedostać się do działu oddalonego o 500 metrów, skakali z wózka na wózek. Dotarcie do celu zajęło im 9 minut.
- Zaczęło się – Alek westchnął i zaczął szukać z głową wciągniętą w górę.
- A nie możemy wejść na półkę?
- Możemy spróbować, ale musimy uważać.
Podeszli do mniej zaludnionego rogu. Alek pomógł siostrze wejść po drabinie, którą musiał wcześniej zostawić jakiś pracownik. Wdrapali się na regał z kartonami i schowali się między dwoma.
- Uważaj, aby nie spaść – elf powiedział do siostry troskliwym głosem.
- Przecież mnie znasz.
- No właśnie…
- Patrz! – Mila wrzasnęła bratu prosto do ucha.
- Auu!
- Przepraszam, ale znalazłam te małe telewiziorki.
- Telewizorki jak już. Gdzie są?
Wskazała półkę z ustawionymi w rządku urządzeniami z czarnymi ekranami. Niektóre wyświetlały kolorowe obrazki, inne godzinę.
- Jakie ładne.
- Chodź, sprawdzimy, co znalazłaś – sprawnie zeskoczył z półki na drabinę. I ściągnął siostrę na dół. Zeszli powoli i slalomem podbiegli do odpowiednich regałów.
- Kurczę… Dużo ludzi… - powiedział ze smutkiem wysoki elf.
- Poczekamy – ochoczo odparła Mila.
- Na co?
- Aż sobie pójdą – powiedziała tonem, jakby mówiła do upośledzonego umysłowo. Powoli i wyraźnie.
- Masz rację. Skoro mamy dużo czasu do zamknięcia sklepu, musimy zrobić dwie rzeczy. Pierwsza: znaleźć drogę ewakuacji ze sprzętem – jakąś dziurkę, drzwi dla personelu, magazyn, czy coś w tym rodzaju. Druga: zaprowadzę cię do restauracji.
- Najpierw do jeść.
- Nie. Przede wszystkim musimy wiedzieć, jak się stąd wydostaniemy, potem możemy coś zjeść. Pamiętaj, nie wolno ci się zgubić. To coś ma kilka hektarów powierzchni. Zgubisz się –to po tobie. Czaisz?
- Tak jest, ser general.
Alek mimo woli zaczął się śmiać.
- Mówi się „sir” nie „ser”. Inny akcent.
Mila nachmurzyła się.
Alek pociągnął siostrę w stronę magazynów. Po prawie dwugodzinnej wyprawie doszli do drzwi dla personelu. Widniała na nich kartka: „ Magazyn – nieupoważnionym wstęp wzbroniony”. Więc, oczywiście, weszli do środka.
- Odpada. Zamykają na noc. Żadnej szpary.
- „SIR”, pewnie nie chcesz mnie słuchać, ale ja…
- Nie obrażaj się. Mów, co chcesz.
- Spójrz tutaj. Jest taka mała szparka. Spróbuję się przez nią przecisnąć.
- Nie pozwalam ci. Gdy tobie się coś stanie, ja będę trupem. Sprawdzę, co jest po drugiej stronie.
Po chwili elf był na zewnątrz. Mila w środku słyszała jego okrzyki radości.
- Co tam masz? Złoto, że się tak cieszysz?
- Nie. Lepiej, ta szpara, którą znalazłaś, wychodzi niedaleko głównego wejścia – mówił, przeciskając się  z powrotem. – Siostrzyczko, jesteś geniuszem.
- Nie nazywaj mnie tak. Nie lubię.
- Jak wolisz. Chciałem być miły.
- Głodna jestem. Zjemy coś?
- Tak, zasłużyłaś.
Poszli w stronę baru szybkiej obsługi. Alek znał na pamięć tę trasę. Wiedział również, jak łatwo i szybko zdobyć jedzenie.
- Mila, tutaj! – zawołał za siostrą idącą w stronę kolejki ludzi, którzy czekali na obiad.
- Mieliśmy przecież iść zjeść – oparła oburzonym tonem.
- Spokojnie. Zaufaj mi. Chyba, że chcesz wzbudzić ogólną panikę, zamówić hot-dog, zapłacić i wyjść, gdy ludzie będą się na ciebie dziwnie patrzyli...
- Dobra, masz rację. Ale nie będziemy jeść ze śmietnika, prawda?
Roześmiał się.
- O co ty mnie posądzasz? Chodź.
Poprowadził ją do ciasnej kuchni. Wszedł do chłodni i wrócił z jednym koletem. Ponownie zniknął. Tym razem taszczył ze sobą wielką bułkę.
- Powinno wystarczyć – Alek odłożył pieczywo na podłogę. – Pomożesz mi. Póki nikogo nie ma. Weź kotlet i chodź.
Sam zaczął toczyć bułkę, a Mila z trudem radziła sobie z mięsem.
- Dobra, stój. Zamienimy się, ja wezmę kotlet, a ty bułkę.
Zaczęli iść szybciej. Alek zaprowadził ją do ciemnego magazynku, który należał do baru, ale nikt z niego nie korzystał. Sprzedawali ludziom podgrzewane mrożonki i tyle. Spokojnie zjedli posiłek.
- Która godzina? – spytała Mila, przeżuwając ostatni kęs.
- Za piętnaście minut zamykają.
- Już tak późno? A rodzice? Będą się o nas martwić.
- Spokojnie. Powiedziałem ojcu rano, że idę cię pouczyć samoobrony i nie wiem o której wrócimy.
- Nie jestem przekonana…
- Trzeba było zostać w domu, a nie teraz stękasz. Chciałaś iść, to masz.
- Nadal chcę, ale boję się trochę…
- Ja też, ale bez tego nie byłoby całej zabawy – uśmiechnął się, odsłaniając szereg białych zębów.
- Lecimy. Zaraz zamykają, a my musimy dotrzeć do naszego działu. Wstawaj.
Dziewczyna niechętnie wstała. Wolała siedzieć i rozmawiać z bratem. Dawno tego nie robiła. I prawie się nie kłócili. Dojście z jednego końca hipermarketu na drugi zajęło im półgodziny. Poruszali się szybkim marszem, czasami przechodzącym w bieg.
- Poczekaj. Zmęczyłam się. Masz coś do picia?
- Oczywiście, że mam – ponownie odsłonił zęby. Nawet się nie zasapał po tym półmaratonie – Mila zazdrościła bratu kondycji. Elf ściągnął worek i wyciągnął butelkę wody. – Proszę. Tylko nie wszystko – dodał, widząc zapał siostry.
- Dziękuję.
Alek podsunął stojącą niedaleko drabinę i pomógł zmęczonej siostrze dostać się na górę.
- WoW! - jedyne co przyszło Mili na myśl. – Cudowne. Niebieski. Nie, zielony. Wszystkie są piękne.
- Muszę przyznać ci rację. Najbardziej podoba mi się ten czarny, ale jak dla mamy wziąłbym biały.
- O! Dobry pomysł. Ten? – wskazała na białego „Samsunga S4”.
- Nie myślę, że nie potrzebujemy aż pięciu cali. Spójrz na ten – pokazał siostrze zgrabną „Xperię”.
- Ładna. Co to jest?
- „Smartfon Sony Xperia Miro” – przeczytał etykietkę. – Ciekawe, co to jest ten „smartfon”…
- Może – odpowiedziała szybko Mila – duzi tak nazywają mini telewizorki. Mi też się wydaje, że to lepiej brzmi.
- Hmm… Może masz rację.
- Da się to włączyć? – zniecierpliwiła się.
- Zobaczymy na zewnątrz. Pomóż mi znaleźć odpowiednie pudełko na dole.
Przy bardzo słabym świetle ciężko im było odczytywać napisy, ale bystre oko Mili poradziło sobie nawet w ciemnościach.
- Tu!
Alek delikatnie wyciągnął zadziwiająco cienkie pudełko. Obejrzał je dookoła i sprawną ręką poodczepiał alarmy. Z jednym miał kłopot i pomógł sobie nożem, który miał w worku.
- To się ochrona zdziwi, widząc na nagraniu maszerujące pudełko – elf zaśmiał się. – Trzymaj tak, aby nie było cię widać – poinstruował siostrę.
- Wiem – odpowiedziała przez zaciśnięte zęby.
Przeszli głównym przejściem między regałami i dotarli do magazynu. Na szczęście drzwi były wahadłowe i łatwiej sobie poradzili.
- Co byś zrobił, gdyby był zamek? – spytała zmachana Mila. Dojście do magazynu trwało czterdzieści pięć minut. Smartfon utrudniał sprawne poruszanie się.
- Otworzyłbym go. Uczą tego na zajęciach „w wielkim świecie”. Gdy skończysz szesnaście lat, też będziesz je miała.
- O! Jak fajnie! Został mi tylko rok.
- Tak, tak. Pospiesz się. Za chwilę mamy autobus.
- Też z przesiadką?
- Nie, ten robi kurs po całym mieście. Na nasze szczęście zatrzymuje się tutaj i pod naszym domem.
- A inne przystanki?
- Są na żądanie. Trzeba machnąć ręką. Oczywiście nam się to nie uda, bo kierowca nawet nas nie zauważy.
- Chodź! – Mila krzyknęła z dworu. Widocznie musiała wcześniej wyjść. – Nie gadaj tyle! Jakie to przyjemne! – ucieszyła się.
Opanowawszy sztukę noszenia telewizorka, szybciej dotarli na przystanek. Gdy autobus się zatrzymał, niepostrzeżenie weszli do środka i zajęli miejsce pod krzesłami. Zmęczeni, nic nie mówili po drodze. Wysiedli po czterdziestu minutach. Weszli do domu staruszki i wspięli się po schodach do mieszkania. Rodzice już spali.
- Popatrz – szeptem powiedział Mila. – Zostawili nam kartkę.
- „Kolacja czeka w spiżarni – elf cicho przeczytał zapiski mamy. – Poszliśmy do znajomych. Wrócimy rano, więc nie czekajcie na nas. Kolorowych snów. Rodzice.”
- To się nam udało – odetchnęła z ulgą. – Idę się umyć.
- Idź, a ja schowam nasz prezent.
- Gdzie?
- W rzeczach naszego gospodarza lub raczej gospodyni.
Położył smartfon pod krzesłem przykrytym zakurzonym kocem.
- Gotowe – elf oznajmił, wchodząc do mieszkania.
- Myślisz, że mamie się spodoba.
- Jestem tego pewien. Dobranoc.
- Kolorowych snów, Alku.
Pięć dni później mama znalazła dziwne pudełko w salonie.
- Alek, Mila! Co to jest? – zapytała zdenerwowanym głosem.
- Mamusiu, nie gniewaj się na nas – zaczęła Mila, - ale to jest nasz prezent dla ciebie. Nie mieliśmy papieru, ale…
- Dziękuję, ale skąd, nicponie, mieliście na to pieniądze? – nie wyglądała na zadowoloną.
- My znaleźliśmy to koło szkoły. Leżało w trawie. – Alek wspomógł siostrę.
- Obserwowaliśmy to przez kilka dni i nikt tego nawet nie szukał – Mila zrozumiała, o co chodzi bratu.
- Co to jest to „to”?
- Jest to telewizor – wyjaśniła Alek. – Mały telewizorek. Ludzie mówią na niego „smartfon”.
- Jak to się podłącza?
- Już zrobiłem wszystko, co potrzeba. Wystarczy wpiąć wtyczkę – wskazał dziwny przedmiot – do gniazdka, które jest tutaj. Pokażę. Teraz, kiedy wszystko jest gotowe, wciskasz ten klawisz i przeciągasz palcem po ekranie. Wybierasz ikonkę „youtube”, wpisujesz nazwę jakiegoś filmu i oglądasz.
- Ooo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz